piątek, 31 grudnia 2010

Bacardi Cocktail


Dziś Sylwester, dziś czas zabawy. Na tą okazję prosty, słodki drink o pięknej czerwonej barwie - Bacardi Coctail. Po raz pierwszy piłem go na jednej z imprez integracyjnych w mojej firmie. Jeden z kolegów, który kiedyś był barmanem, ponownie wcielił się w tą rolę. Jedno co mogę powiedzieć, to że na pewno nie wyszedł z wprawy - doskonale miesza różne trunki i soki. Od Witka dostałem też spis różnych miksów, które systematycznie postaram się publikować.

Składniki:
80 ml białego rumu
40 ml soku z cytryny
20 ml grenadiny

Wszystkie składniki wstrząsnąć z kilkoma kostkami lodu w szejkerze i przelać do kieliszka do martini. 

Wszystkim czytelnikom, zaglądającym i odwiedzającym mojego bloga życzę Szczęśliwego Nowego Roku.

czwartek, 30 grudnia 2010

Elektryzujący Karnawał z drinkiem

 W roku 2011 mamy wyjątkowo długi karnawał, trwający aż 61 dni. Od 6 stycznia (Trzech Króli) do 8 marca (przed Środą Popielcową). Jest to czas bali, przyjęć, rautów, imprez i odrobiny szaleństwa. Jest to świetna okazja by popróbować różnych elektryzujących napoi.

Ogłaszam akcję na napoje z alkoholem, tylko dla dorosłych, napoje z prądem. Proszę o podzielenie się przepisami i sposobami na stworzenie wystrzałowych napitków, drinków, koktajli, nalewek, przepalanek. Akcję zaczynam trochę wcześniej, żeby dobrze się przygotować - od 31 grudnia 2010 aż do 8 marca 2011.

Publikując przepis zaznaczcie, że bierze udział w "Elektryzującym Karnawale z drinkiem", podając linka do tego wpisu i/lub banner. Bardzo proszę o informacje o udziale w akcji, najlepiej poprzez komentarz do tego wpisu.

Przyłącz się do tej akcji!

Baner do wklejenia



środa, 29 grudnia 2010

Tort Czerwonego Kapturka


Dawno, dawno temu, za rzekami, za lasami, w mieście zwanym grodem Kraka, była sobie dziewczyna o imieniu Kasia. Pewnego dnia Kasia przywiozła od swojej cioci, znanej w świecie z doskonałych wypieków, torcik. Było to wspaniałe ciasto na czekoladowo-orzechowym spodzie, z puszystym, śmietankowym kremem, przykrytym czerwoną polewą, a pośród tego wszystkie błąkały się liczne wisienki. Ciasto zwało się Tortem Czerwonego Kapturka. Wszyscy ciasto bardzo chwalili, bo bardzo im smakowało, i ja tez tam byłem, i o przepis poprosiłem. Teraz wszystkim przepis prezentuję, niech wam też tak dobrze smakuje. W historii był też wilk, a właściwie Wilco - nie jest wcale zły, ale na pewno wielki. Jego udział jest taki, że porwał Kasię za dalekie góry i lasy, do nadmorskiego kraju, gdzie żyją spokojnie i szczęśliwie pośród kwitnących tulipanów. Koniec. :D

Ciasto:
100 g masła
150 g cukru
3 jajka
200 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki Nutelli
wiśnie z kompotu
sól

Krem:
500 g twarogu
500 ml śmietany kremówki
3 łyżki cukru
3 Śmietan-fix (można zastąpić 2 łyżkami mąką ziemniaczanej)
cukier waniliowy
wiśnie z kompotu

Polewa:
Tortenguss wg przepisu na opakowaniu

Wszystkie składniki na ciasto powinny mieć temperaturę pokojową. W pierwszej kolejności ucieram masło z cukrem, następnie dodaję jajka i nutellę. Do masy dodaję mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Dokładnie mieszam i przelewam do tortownicy 24 cm. Na cieście układam kilkanaście wiśnie i piekę około 35 minut, w temperaturze 175 stopni. Po upieczeniu ciasto trzeba wystudzić.

Przygotowanie kremu zaczynam od roztarcia twarogu, najwygodniejsze są już zmielone twarogi, świetnie się sprawdzają, bo są bardzo lekkie i puszyste. Do twarogu dodaję cukier i śmietanę i dalej ucieram, aż wszystko się połączy. Dodaję wszystkie śmietan-fixy i dalej ucieram, tak długo, żeby krem był gęsty. Do gotowego kremu dodaję wiśnie i delikatnie mieszam łyżką. Cześć kremu, bez wiśni, można pozostawić do dekoracji.

Na upieczone ciasto, pozostawione w tortownicy, układam krem, a całość wkładam do lodówki. Na koniec przygotowuję zagęstnik - tortenguss czerwony. Zamiast wody używam kompotu z wiśni. Polewę wylewam na krem i wstawiam do lodówki. Torcik jest lepszy, jak spędzi noc w lodówce, tylko trzeba go zabezpieczyć, żeby nie łapał obcych zapachów. 

Wie ktoś może, gdzie  można kupić Tortenguss? Ja dostaję zwykle w darze, za co jestem bardzo wdzięczny. Wczoraj dostałem od Kasi. Jakby ktoś znał miejsce gdzie można się zaopatrzyć w taki zagęstnik, to bardzo dziękuję za informację.


poniedziałek, 20 grudnia 2010

Luzowana, faszerowana kaczka w cieście

Oglądaliście film "Julie i Julia"? Jeśli jeszcze nie, koniecznie zobaczcie - świetnie opowiedziana historia o pasji, wzajemnym wsparciu, no i o gotowaniu. Na koniec w filmie przygotowywany jest "Pate de canard en croute", ukoronowanie umiejętności kulinarnych, wymagające poświęcenia czasu, posiadania pewnej wyobraźni, umiejętności i doświadczenia.
Jakiś czas temu moja koleżanka z pracy spytała mnie, czy chcę kaczkę - od razu zaświeciła mi się żarówka nad głową. Oczywiście, że chciałem. Kaczka została złapana, skrócona o głowę, wypatroszona i oskubana - Michał, Edyta - wielkie dzięki! Do mnie dotarła gotowa tusza. Mama przygotowała mi mielone mięso na farsz, ja nie mam maszynki:). Teraz trzeba było znaleźć przepis Julii Child.
Poprzez liczne blogi, artykuły wreszcie udało mi się dotrzeć do oryginalnego przepisu - było warto. Samo czytanie jest przyjemnością. Wydaje mi się, że jest to danie z trochę innej epoki, kto teraz poświęci tyle czasu na gotowanie. Jest w nim to co jest istotne, autorka skupia się na tym co ważne, postępując zgodnie ze wskazówkami, cel będzie zgodny z oczekiwaniami. A jest o czym pisać - jak wyjąć z ptaka wszystkie kości, jak przygotować go do faszerowania, jak przygotować nadzienie, jak gnieść ciasto, jak złożyć wszystko razem w jedno danie. Dziś spróbuję opisać cały proces na moim blogu. Przygotowanie kaczki zajęło mi około 7 godzin bez czasu pieczenia. Ani jedna minuta nie była stracono, jak zaczynałem to robić, nie przypuszczałem, że tyle się nauczę. Czy zrobię to jeszcze raz? Być może, ale na pewno nie prędko. Warto przynajmniej raz w życiu zdobyć tą sprawność, zdobyć kulinarny ośmiotysięcznik.

Luzowanie kaczki:

Istotą tego etapu jest wyjęcie z kaczki kości, tak by nie przeciąć skóry poza miejscami, gdzie zostało to zaplanowane. Zawsze trzeba ciąć w kierunku kości, a nie w kierunku mięsa i skóry. Przydatny jest ostry, niezbyt długi nóż.

Luzowanie zacząłem od wykonania nacięcia wzdłuż kręgosłupa od otworu w szyi do otworu pod kuprem. Następnie odciągając skórę, ostrożnie odcinałem mięso od kości z jednej strony ptaka. Cały czas posuwałem się po powierzchni żeber, aż dotarłem do stawu biodrowego. Staw wykręciłem i dalej, metodycznie odcinałem mięso od kości. Podobnie postąpiłem przy stawie barkowym. Jak dotarłem do grzebienia na mostku, zająłem się drugą stroną. Stopniowo i cierpliwie zeskrobywałem mięso, ostrzem w kierunku kości. Znowu dotarłem do grzebienia na mostku. Tu trzeba być bardzo ostrożnym, bo skóra jest cienka i praktycznie bezpośrednio połączona z kością. Trzeba unieść szkielet i odciąć go od skóry.
W tym miejscu Julia Child nazywa kaczkę 'nierozpoznawalną masą wątpliwości' i zaleca dalsze postępowanie wg jej wskazówek. Zająłem się więc kończynami. Zeskrobałem mięso z kości udowej i stawu kolanowego. Złamałem kości podudzia i wyciągnąłem wszystkie kości. Odciąłem skrzydła w stawie łokciowym, zostawiając 1/3 długości skrzydła przy tuszy. Następnie zeskrobałem mięso z kości i wyciągnąłem je. Kaczka była zupełnie "luźna", bez ani jednej kości. 


Przygotowanie tuszy do faszerowania:
1 luzowana kaczka
1/2 łyżeczki soli
4 łyżki brandy (lub  po 2 łyżki koniaku i porto)
szczypta pieprzu
szczypta ziela angielskiego
(można dodać trufle)

Kaczkę położyłem na desce, mięsem do góry. Ściąłem mięso tam gdzie jest najgrubsze - z piersi i z udek, i pokroiłem w kostkę około centymetra. Pokrojone mięso umieściłem na kaczce, posypałem solą, pieprze, zielem angielskim i polałem brandy. Zwinąłem kaczkę i włożyłem do miski, przykryłem folią spożywczą. Wszystko włożyłem na noc do lodówki.

Farsz:
450 g mielonej, chudej cielęciny
450 g mielonego karczku
2 cebule
2 jajka
120 ml brandy (lub koniku, porto, Madery)
2 łyżki masła
1 1/2 łyżeczki soli
szczypta pieprzu
duża szczypta ziela angielskiego
tymianek
opcjonalnie ząbek czosnku (nie dawałem)

Cebulę drobno posiekałem i dusiłem powoli na maśle, tak żeby była szklista, ale nie brązowa. Wrzuciłem do miski. Następnie zagotowałem brandu, tak by odparowała do połowy objętości. Przelałem do miski. Dodałem pozostałe składniki i energicznie wymieszałem. Niewielki kawałek farszu (pół łyżki) usmażyłem na suchej patelni, żeby sprawdzić czy smak jest, taki jak powinien być. Doprawiłem zgodnie z upodobaniem (dodałem trochę ziela) i  gotowy farsz wstawiłem do lodówki.

Ciasto
1 kg mąki
150 g masła
70 g margaryny
2 jajka
1 1/2 łyżeczki soli
szczypta cukru
170 ml wody

Jeśli myślicie, że najtrudniejsze jest wyciąganie z kaczki kości, jesteście w błędzie. Każdy etap ma jakiś haczyk. Tak samo jest z ciastem. W pierwszej kolejności do dużej miski wsypałem mąkę, sól, cukier (żeby był ładniejszy kolor) i wrzuciłem zimny, pokrojony w kostkę tłuszcz. Tak, tak - użyłem margaryny. W przepisie jest mowa o utwardzonym tłuszczu roślinnym, który jest biały i przypomina Plante. Ja wolałem użyć margaryny. Trzeba jej dodać, żeby ciasto była bardziej kruche. Następnie tłuszcz trzeba szybko rozcierać z mąką koniuszkami palców, tak, żeby powstały płatki wielkości owsianych. Należy to robić krótko, żeby tłuszcz się nie zagrzał, mieszanie mąki i tłuszczu zostanie dokończone za chwilę. 
Do mąki z tłuszczem dodałem wodę i jajka, i wszystko zagniotłem ręką, zagarniając ciasto, tak by powstała postrzępiona, nie lepiącą się, kula ciasta. Na pozostałą w misce mąkę wlałem łyżkę wody i dolepiłem do kuli. Ciasto wyjąłem na stolnicę i odrywając niewielkie kęsy, rozcierałem je nadgarstkiem (nie dłonią bo są za ciepłe) na długość około 15 cm. To ostatnie, kluczowe miesza tłuszcz z mąką, w taki sposób, że ciasto staje się zwarte i elastyczne, a po upieczeniu jest kruche. I to jest ten haczyk. Za długie mieszanie powoduje ze ciasto staje się twarde, zbite i nie da się wałkować, a po upieczeniu przypomina młyński kamień. Z kawałków roztartego ciasta, ponownie zlepiłem kulę, zawinąłem w folię spożywczą i włożyłem na 2 godziny do lodówki.

Szycie, obsmażanie i przygotowanie ciasta
duża igła
nić kuchenna

2 łyżki oleju

Z lodówki wyjąłem kaczkę. Pachniała wspaniale - aromat brandy i ziele angielskiego,dały zupełnie nową jakość. To była świetna marynata. Ułożyłem kaczkę na desce mięsem do góry. Pokrojone w kostkę mięso dodałem do farszu i wymieszałem. 
Kaczkę zacząłem 'obrzucać' od brzucha do kupra, następnie umieściłem farsz na kaczce. Wszystko się nie zmieściło, ale to nic. Zacząłem szyć dalej od kupra w kierunku pleców. Jednocześnie zaszyłem szyje i szyłem z dwóch stron. Jak został mi około 10 cm do zszycia upchnąłem resztę farszu i zszyłem plecy do końca. Zaszyłem otwory w skrzydłach i nogach. Następnie zawinąłem kaczkę 4 razy dokoła nitka, żeby nadać jej cylindryczny kształt. Teraz kaczka bardziej przypominała małego prosiaczka.

Na największej patelni jaką mam rozgrzałem dwie łyżki oleju i ostrożnie przełożyłem kaczkę. Nie zmieściła się. Musiałem obsmażać najpierw jeden koniec, a potem drugi. Wyglądało to wyjątkowo zabawnie, jak z patelni najpierw wystawał kuper, a potem szyja.  Ale udało się - skórka ładnie zbrązowiała, wytopiło się trochę tłuszczu, a kaczka usztywniła się i nabrała właściwego kształtu. Odstawiłem ją na bok, na ręcznikach kuchennych, żeby obciekła i wystygła.

W tym czasie zabrałem się za wałkowanie ciasta. Kulę podzieliłem na dwie części w proporcjach 1 do 2. Z większej części rozwałkowałem owal o grubości około 4 mm, położyłem na pergaminie i zwinąłem w rulon. Z mniejszej części również rozwałkowałem owal tej samej grubości i również zwinąłem w rulon razem z pergaminem. 

Składanie i pieczenie:
1 jajko
2 łyżki wody

Rozwinąłem większy owal, położyłem na nim wystudzoną kaczkę i obłożyłem ją ciastem. Odciąłem nadmiar ciasta na rogach, i zlepiłem je jajkiem wymieszanym z wodą. Całość przykryłem odpowiednio dopasowanym mniejszym owalem, posmarowanym jajkiem. Złączenie udekorowałem krążkami z pozostałego ciasta, ponacinanymi drugą stroną noża.

Na dno blachy włożyłem papier do pieczenia. Przełożyłem kaczkę. Na górze ciasta zrobiłem otwór około 4 mm, w otwór włożyłem stożek papieru do pieczenia, tak by para ze środka mogła swobodnie ujść. Przez otwór wbiłem w ptaka termometr z sondą.

Do piekarnika nagrzanego do 200 stopni wstawiłem kaczkę, zmniejszyłem temperaturę do 180 stopni. Piekłem ją 2,5 godziny, aż termometr pokazał 80 stopni.

Podanie

Po upieczenie i wyjęciu kaczki, trzeba chwilę odczekać, żeby przestygła. Następnie ostrożnie odciąć górną cześć ciasta. Zdjąć ją jak pokrywkę, wyjąć kaczkę i usunąć z niej wszystkie sznurki. 

Kaczkę można pokroić w plastry i ponownie włożyć do ciasta, i przykryć górną częścią. Świetnie smakuje na ciepło i na zimno. Jedzenia jest naprawdę sporo, więc warto robić tą kaczkę jak się ma około 10 znajomych, którzy lubią mięso i czerwone wino.

niedziela, 19 grudnia 2010

Babka pomarańczowa


Dawno nie robiłem żadnej babki. Poszukałem w książkach kucharskich co tam ciekawego piszą w tym temacie i znalazłem. W mojej ulubionej kuchni polskiej wydawnictwa Reader's Digest (kupiłem ją na allegro, żeby nie dostawać spamu do skrzynki:) ), znalazłem przepis na babkę piaskową. Przepis trochę stuningowałem, żeby babka miała smak pomarańczy. Efekt przerósł moje oczekiwania, wypiek nie był suchy i rozsypujący się na wszystkie strony, raczej wilgotny i puszysty. Do tego mocny aromat pomarańczy i posmak likieru Cointreau. Jako koronny argument, że była dobra powiem, że zniknęła prawie tak szybko, jak została zrobiona.

Składniki:
250 g mąki
250 g masła
200 g cukru pudru
4 jajka
10 g proszku do pieczenia
skórka otarta z pomarańczy
sok z 1/2 pomarańczy
40 ml likieru triple sec
sól

Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową, także wyjmuję co trzeba trochę wcześniej z lodówki. Ucieram masło z cukrem pudrem na gładką masę. Oddzielam żółtka od białek, i dodaję po jednym żółtku do masła cały czas ucierając. Po żółtkach dodaję skórkę z pomarańczy i wyciskam sok, dodaję też likier pomarańczowy i nadal ucieram, aż wszystkie składniki się połączą.

Do masy stopniowo dodaję mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Do białek dodaję szczyptę soli i ubijam na sztywną pianę. Ubite białka przekładam częściami do masy i delikatnie mieszam łyżką albo rózgą. Przekładam ciasto do natłuszczonej i wysypanej mąką formy na babki (forma na babkę z tulejką ;) ). Piekę w nagrzanym piekarniku około godzinę w temperaturze 180 stopni.

wtorek, 14 grudnia 2010

Przyprawa piernikowa

  
Za oknem piękna, biała zima i uważam tak mimo tego, że czasem muszę prowadzić samochód. Święta co raz bliżej, zostało jeszcze 10 dni do wigilii. Dla tych co lubią święta, prezenty i nastrój ogólnej życzliwości - przekazuję przepis na domową przyprawę piernikową, żeby dobrze "przyprawić" tą świąteczną atmosferę. Dla tych co są wcieleniem Ebenezera Scrooge'a z "Opowieści wigilijnej" - też podsyłam, może okaże się to antidotum i też poczują magię świąt. Przepis znalazłem na Moich Wypiekach, i bardzo mi się spodobał. Przyprawę robiłem jakiś czas temu, jak padał pierwszy śnieg, słuchając najnowszej, świątecznej Mariah Carey (świetna płyta). Całe mieszkanie wypełniło się korzennym aromatem, nawet ja pachniałem korzeniami. Jest trochę pracy, ale efekt jest bardzo aromatyczny, o wiele bardziej intensywny niż gotowa przyprawa ze sklepu.


Składniki:
50 g kory cynamonu
20 g suszonego imbiru
15 g goździków, całych
15 g wyłuskanych ziaren kardamonu
10 g gałki muszkatołowej
10 g ziela angielskiego
10 g pieprzu


Wszystkie składniki tłukłem w moździerzu - całkiem sporo pracy, zwłaszcza z cynamonem, bo jest naprawdę twardy.  Można je pewnie zmielić młynkiem do kawy, łatwiej i szybciej. 

Uwaga! Przyprawa jest duuużo bardziej intensywna od gotowej, na 1kg mąki wystarczy 60 gram.

czwartek, 9 grudnia 2010

Kurczak w sosie koperkowym


 Czasem nie mam czasu na wielogodzinne siedzenie w kuchni, trzeba szybko zrobić obiad i zająć się czymś innym. Wtedy najlepsze są przepisy na włoskie 'primo piatto', zwykle zrobienie do niego sosu zajmuje tyle, ile gotuje się makaron. Tak samo kurczak - łatwo dostępny, daję wiele możliwości. Dobrze się czuje w słodkich klimatach ananasa i brzoskwini, ostrej kuchni meksykańskiej czy zaskakującej smakowo kuchni azjatyckiej. W jeden z takich dni zrobiłem coś prostego, szybkiego i niewymagającego - mój "fix-pomysł-na-obiad".

Składniki:
filet z kurczaka
200 ml smietany
1/3 łyżeczki mąki (jeśli będzie potrzebna)
kilka gałązek koperku
pieprz
sól

makaron tagliatelle 
oliwa z oliwek

Piersi z kurczaka kroje w kostkę. Do rondla wkładam łyżkę klarowanego masła, jak się rozpuści wrzucam kurczaka i podsmażam. Dodaję śmietanę i na niewielkim ogniu duszę, tak, żeby śmietana się zredukowała.

W tym czasie wrzucam makaron na posolony wrzątek z łyżką oliwy. Gotuję zgodnie z przepisem na opakowaniu. 

Do kurczaka wsypuję posiekany koperek. Jak sos wydaje się za rzadki, dodaję trochę mąki i mieszam, aż zgęstnieje. Doprawiam solą i pieprzem. Na talerz układam makaron, dodaję kurczaka z sosem i po 20 minutach mam obiad.

wtorek, 7 grudnia 2010

Bąbelkowy chleb z przyprawami


Dość często zaglądam na bloga Moje Wypieki, przy którejś z wizyt znalazłem przepis na 'Spiced bubble bread'. Strasznie spodobał mi się wygląd wypieku, przypomina trochę 'małpi chleb' z Nowego Świata; też jest z ciasta drożdżowego i z przyprawami korzennymi. W przedświątecznym klimacie wszystko pachnie cynamonem wiec postanowiłem spróbować zrobić to ciasto. Efekt wizualny - rewelacja, smakowy - świetny jak jest jeszcze ciepły. Po ostygnięci jest już mniej ciekawy, a bardziej chlebowy. Jak ktoś ma ochotę na lekką, cynamonową przekąskę do kawy, która nie jest zbyt słodka - to jest to strzał w dziesiątkę.

Składniki na ciasto:
700 g mąki pszennej chlebowej 
3 łyżki miękkiego masła 
4 łyżki mleka w proszku  
1 łyżeczka soli 
1,5 łyżeczki cukru 
15 g drożdży świeżych 
400 ml wody

Posypka:
50 g cukru 
1 1/2 łyżeczki cynamonu 
1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej

Na stolnicy zagniatam ciasto z podanych składników. W pierwszej kolejności mieszam tłuszcz z mąką. Następnie dodaję sól, mleko w proszku, cukier, drożdże. Stopniowo dolewam wodę, tak żeby ciasto było elastyczne, nie za twarde i nie klejące. 

Pozostawiam do wyrośnięcia na około godzinę (do podwojenia objętości). Z wyrośniętego ciasta wypuszczam powietrze, zagniatam kilka razy i dzielę na 32 kawałki (na pół, każdą połówkę na pół  i na pół etc.aż powstały 32 części). Z każdego kawałka formuję kulkę i obtaczam w posypce. Kuliki wkładam do tortownicy 24 cm. Połowę kulek umieszczam na dnie, zostawiając miedzy nimi przerwy, tak by ciasto mogło  swobodnie rosnąć. Na nich układam kolejną warstwę kulek. 

Ciasto pozostawiam do wyrośnięcia na 30 minut. Piekę 30 minut w 200 stopniach. 

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Klarowane masło


Dziś przepis na coś, co często się przydaje, jak nie chcemy smażyć na smalcu czy oleju. Klarowane masło pozwala osiągać wysokie temperatury, nie pali się i nadal ma przyjemny, maślany smak. Niestety, nie widziałem czegoś takiego w sklepie, w Polsce, dlatego postanowiłem zrobić to samodzielnie. Klarowane masło ma jeszcze jedną istotną cechę - nie jełczeje, przez co dłużej można je przechowywać. To jest właśnie powód wynalezienia, chyba w Indiach, skoncentrowanego tłuszczu mlecznego.


Składniki
400 g masła niesolonego
Masło, koniecznie niesolone i prawdziwe (82% tłuszczu), wkładam do rondla i podgrzewam na bardzo małym ogniu, tak żeby powoli się rozpuszczało. Tworzącą się na powierzchni pianę metodycznie zbieram. Jak znowu coś wypłynie to zbieram i wyrzucam. Jak powierzchnia jest już w miarę czysta przelewam masło do przezroczystego naczynia. Tradycyjnie zbieram pianę z powierzchni, a tłuszcz ostrożnie zlewam znad wody do naczynia, w którym będę go przechowywał. Zostawiam niezamknięte, aż wystygnie. Z 400 g masła wychodzi mi około 300 ml klarowanego masła. Jak sprawdzę wagę, to dopiszę :D. 

niedziela, 5 grudnia 2010

Margarita


Miałem krótką przerwę w pisaniu, ponieważ mój komputer miał nieżyt. Szukając przepisów, znalazłem wirusa. Sytuacja została opanowana, a ja mogę wrócić do blogowania. Ponieważ dziś sobota, można więc się czegoś napić. Przepis na jednego z ciekawszych drinków - nie jest słodki jak większość z nich, wprost przeciwnie jest kwaśno-słony. Pijąc go najpierw czuje się kwaśny smak limonki, zaraz po nim smaki alkoholu a na samym końcu sól na wargach, która trzeba zlizać. Wszystko zgodnie z rytuałem picia tequili. Gorąco polecam.


Składniki:

70 ml tequili
40 ml likieru triple sec(np. cointreau)
30 ml soku z limonki

Brzeg kieliszka ozdabiam solą. Najwygodniej jest nasypać kopczyk soli na talerzyk i obrócić w nim  brzeg kieliszka zmoczony skórką z limonki.

Tequilę i likier wlewam do shakera. Wyciskam sok z połowy limonki, wyciśniętą połówkę też wrzucam do shakera (limonkę trzeba sparzyć). Wrzucam 3 do 4 kostek lodu i wstrząsam kilka sekund.Przelewam do kieliszka i gotowe.

wtorek, 30 listopada 2010

Lasagne


Lasagna jaką robię to coś co bardzo lubię, i nie tylko ja. Jest doceniona przez moich znajomych i rodzinę, więc chyba przepis jest całkiem niezły. Przygotowując ją, trzymam się swoich zasad - nie używam żadnych ulepszaczy, fiksów, pomysłów na, gotowych sosów - jak najmniej przetworzonych składników. Lasagna to połączenie makaronu i dwóch sosów - beszamelowego i bolońskiego. W przypadku sosów spotkałem się z wieloma wersjami przepisów i wykonań. Beszamel robiony z mleka, ze śmietany, lub jednego i drugiego.  Sos boloński z marchewką, selerem, pieczarkami, z indyka, nawet, o zgrozo, z zielonym groszkiem i kukurydzą. W moim przepisie skłaniam się do możliwie najprostszej wersji, bez egzotycznych udziwnień, tak jakby to było robione na włoskiej wsi, w regionie Emilia-Romania.
Przepis umieszczam na wyraźne życzenie koleżanki z pracy.

Sos boloński:
300 g mielonej wołowiny
600 g miąższu pomidorów (mogą być z puszki)
1 średniej wielkości cebula
2 ząbki czosnku
3/4 łyżeczki bazylii
3/4 łyżeczki oregano
oliwa z oliwek
sól

Sos beszamelowy:
80 g mąki
80 g masła
800 ml mleka
pieprz
gałka muszkatołowa
sól

Dodatkowo:
Płaty makaronu do lasagna
250 g żółtego sera (można dać 100 g parmezany - wersja ostrzejsza, 250 g mozzarelli - wersja łagodniejsza)
łyżka masła do formy

W pierwszej kolejności na rozgrzanej oliwie podsmażam mielone mięso. Jak zmieni kolor na brązowy dodaję drobno posiekaną cebulę i wyciskam czosnek. Smażę kilka minut i wrzucam pomidory, zwykle krojone z puszki, ale można wrzucić pomidory obrane ze skórki, bez pestek. Dodaje zioła - w przepisie podałem orientacyjne ilości, bo zwykle wsypuję 'na oko', odważnie - wtedy sos nabiera aromatu.  Można też dodać rozmaryn. Wszystko duszę, aż sos się zredukuje, doprawiam solą do smaku. Uwaga! Nie za dużo soli, bo będzie też w beszamelu i jest w żółtym serze. W trakcie pieczenia część wody wyparuje, a część zostanie wchłonięta przez makaron, przez co wrażenie słoności spotęguje się.

W tym czasie przygotowuję beszamel. W sporym garnku robię jasną zasmażkę z masła i mleka. Mąki nie należy rumienić. Jak masło się rozpuści a mąka dobrze rozprowadzi, wlewam zimne mleko i energicznie mieszam. Podgrzewam sos, aż zacznie się gotować, co jakiś czas mieszając, żeby się nie przypalił. Jak sos zacznie się gotować i zgęstnieje dodaję sól, pieprz i gałkę muszkatołową i gotuję przez chwilę, delikatnie mieszając. Nie powinien być zbyt gęsty.

Jak sosy są gotowe, trę ser. Do naczynia wielkości keksówki na dno wlewam łyżkę oliwy, następnie przykrywam dno beszamelem. Kładę płat makaronu. Na makaraon kładę 1/3 sosu bolońskiego, polewam beszamelem i posypuję serem. Ponownie kładę płaty makaronu, sos boloński, beszamel i ser. Powtarzam czynność jeszcze raz. Na ostatnią warstwę kładę płat makaronu, posypuję serem i polewam beszamelem.

Wszystko wkładam do nagrzanego piekarnika na około 40 minut w temperaturze 180 stopni. Po wyjęciu z piekarnika, trzeba poczekać około 20 minut, żeby trochę przestygło i stężało - łatwiej wtedy ukroić kawałek. 

Płatów makaronu, nie gotuję, ugotują się w trakcie zapiekania w beszamelu.


poniedziałek, 29 listopada 2010

Grzane piwo


Za oknem szaleje zima, i to na całego. Śnieg pada drugi dzień, jest biało, jasno, a wszystko do tego iskrzy - prawie bajkowo. Prawie, bo dziś na letnich oponach musiałem się udać do gumiarza. Całą drogę przejechałem jakoś po tym błocie, dopiero na podjeździe mój samochód nie dał rady i zaczął się ślizgać. Po kilku próbach wreszcie się udało, a cała operacja zakończyła się pełnym sukcesem. Po powrocie do domu, postanowiłem się 'czegoś' napić. Miałem ochotę na piwo, a skoro jest tak zimowo, grzane piwo. Inspiracją do sposobu wykonania był pewien wieczór w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie moja przyjaciółka zrobiła świetnego grzańca z pomarańczami. 

Składniki:
0,5 l piwa
1/2 laski cynamonu
4, 5 goździków
plasterek świeżego imbiru
1/8 pomarańczy
2 łyżki miodu

Piwo wlewam do garnka, wrzucam cynamon, goździki i imbir pokrojony w słupki. Podgrzewam i dodaję miód. Podgrzewam, aż się spieni, ale nie zagotuje. Wlewam do kufla z uchem, w kuflu zostawiam cynamon i wrzucam kawałek sparzonej pomarańczy, razem ze skórką.

piątek, 26 listopada 2010

Bliny


Bliny pochodzą z kuchni rosyjskiej, ale w wielu wydaniach 'kuchni polskiej' można znaleźć na nie przepis. Robi się je z ciasta drożdżowego zarobionego z maki pszennej i gryczanej. Właśnie dodatek mąki gryczanej sprawia, że tak bardzo je lubię. Daje lekko gorzkawy smak, dobrze mi znany z kaszy gryczanej.Bliny można podawać na słodko z konfiturami, jak i z kwaśna śmietaną, wędzonym łososiem, kawiorem czy po prostu z masłem. Mnie najbardziej smakują na śniadanie z dżemem, albo na kolację z kwaśną śmietaną i czerwoną ikrą łososia.

Składniki na ciasto:
200 g mąki pszennej
200 g mąki gryczanej
700 ml mleka
30 g masła
20 g drożdży
3 jajka
sól
tłuszcz do smażenia

Z mąki pszennej, drożdży i szklanki mleka robię zaczyn. Mleko dobrze jest podgrzać, wtedy zaczyn szybciej rośnie. Jak podwoi swoją objętość dodaję mąkę gryczaną i resztę podgrzanego mleka. - tak by miało konsystencję gęstej śmietany. Oddzielam żółtka od białek. Mieszając dodaję żółtka i roztopione masło. Do białek dodaję sól i ubijam na sztywną pianę. Dodaję do ciasta i delikatnie mieszam. Zostawiam na 30 minut, żeby ponownie urosło.

Na niedużej patelni - najlepsza jest taka koło 10 cm - rozpuszczam masło albo smalec (czasem używam oleju) i smażę bliny z obu stron.

Bliny najlepiej smakują jak są ciepłe.




środa, 24 listopada 2010

Kurczak w sosie słodko-kwaśnym


W jednej z dalekowschodnich filozofii istotą jest równowaga pomiędzy przeciwstawnymi siłami, które się uzupełniają. Podejście takie znalazło również odzwierciedlenie w kuchni. Aby jedzenie było postrzegane jako smaczne, powinno zawierać wszystkie pięć smaków w odpowiednich proporcjach. Kurczak w sosie słodko-kwaśnym, mimo nazwy, spełnia ten warunek. Mamy smak słodki w cukrze i ananasie, słony w sosie sojowym i soli, kwaśny  w occie, gorzki w sproszkowanej papryce i pędach bambusa, pikantny w imbirze, pieprzu i ostrej papryce. Wszystko świetnie się komponuje i całkiem szybko przygotowuje.

Składniki:
2 piersi kurczaka
1 papryka
1 cebula
100 g pędów bambusa - zapałki
4 plastry ananasa z puszki
świeży imbir
pieprz
sól
olej roślinny
sproszkowana słodka papryka

Sos słodko kwaśny:
1/2 szklanki cukru brązowego
1/2 szklanki octu ryżowego
1/4 szklanki wody
2 łyżki mąki kukurydzianej
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżeczki koncentratu pomidorowego

Kurczaka kroję w 2 cm kostkę i wrzucam do miski. Dwa, trzy plasterki korzenia imbiru obieram ze skórki i kroję w bardzo drobną kostkę (2 mm) albo ścieram kawałek korzenia na drobnej tarce. Wrzucam do miski z kurczakiem, posypuję solą, pieprzem i skrapiam dwiema łyżkami oleju. Mieszam i odstawiam na około 20 minut.

W tym czasie przygotowuję warzywa. Kroję cebulę w piórka, paprykę w romby, odsączam pędy bambusa, kroję plastry ananasa - każdy na 8 części. Następnie przygotowuję sos - mieszam wszystkie składniki z wyjątkiem koncentratu pomidorowego.

Na rozgrzaną patelnię, z łyżką oleju, wrzucam kurczaka z imbirem i szybko podsmażam z każdej strony. Jak już jest gotowy zdejmuję z patelni na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem, żeby odsączyć go z oleju. Zlewam tłuszcz z patelni i przecieram ją złożonym papierowym ręcznikiem - trzeba to zrobić szybko, żeby się nie poparzyć.

Ponownie wlewam łyżkę oleju na patelnię i smażę cebulę. Jak się zrobi szklista, wrzucam pędy bambusa i zaraz po nim paprykę. Podsmażam wszystko, aż bambus jest miękkie. Do przygotowanego sosu dodaję koncentrat, mieszam i wlewam na patelnię. Jak sos zaczyna gotować się w całej objętości i gęstnieje dodaję kurczaka i ananasa. Wszystko posypuję sproszkowaną papryką. Jeśli trzeba - doprawiam solą. Trzeba wszystko poddusić kilka minut i gotowe.


poniedziałek, 22 listopada 2010

Zupa "Nic"


Wczoraj obejrzałem "Harrego Pottera i Insygnia Śmierci". Film robi wrażenie, jest mroczny i jest w nim sporo magii. Kuchnia pełna różnych przypraw, ziół, owoców, warzyw, substancji i mikstur, z otwartą opasłą książką kucharską różni się od chatki regularnej czarownicy tylko w szczegółach. W chatce wszystko jest pokryte kurzem i pajęczynami, a składniki mają efektowne nazwy i nieznacznie odbiegają od tych używanych w różnych kuchniach świata. W kuchni polskiej, od dziecka robiła na mnie wrażenie nazwa -zupa nic. Jak to nic, jak przecież jest zupa, i to całkiem smaczna. Po obejrzeniu filmu postanowiłem uwarzyć coś co ma równie ciekawą nazwę jak eliksir wilosokowy. Oto zupa 'Nic'.

Składniki:
800 ml mleka
3 jajka
120 g cukru pudru
1/2 laski wanilii
1/4 łyżeczki cynamonu

Mleko gotuję z laską wanilii. Oddzielam żółtka od białek. Ubijam pianę z białek z 80 g cukru i cynamonem. Z mleka wyciągam wanilię i łyżką kładę pianki na gotujące się mleko. Po chwili obracam każdą i wyjmuję na talerz. Żółtka ucieram z cukrem i powoli, cały czas mieszając wlewam do wrzącego mleka. Mieszam az zupa zgęstnie i przelewam na talerze z piankami.




niedziela, 14 listopada 2010

Mleczna droga



W mojej codziennej pracy spotykam wiele różnych osób, z różnych stron Polski, różnych zawodów. Ostatnio były to przede wszystkim księgowe oraz kadrowe. W trakcie jednego z takich spotkań, pomiędzy sprawdzaniem wymiarów urlopów i podstaw zasiłku chorobowego dostałem przepis na ciekawe ciasto. To co mnie zainteresowało, to krem -  bo z mlekiem w proszku. Tydzień później zostałem do przepisu przekonany próbką ciasta - było bardzo mleczne. Przepis otrzymany od pani Beaty z łódzkiego urzędu przekazuję dalej, bo warto. 

Składniki na ciasto:
6 jajek
170 g mąki
160 g cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 - 3 łyżki kakao
sól

Krem:
125 ml mleka
110 g cukru
1 łyżeczka cukru waniliowego
250 g masła
500 ml mleka w proszku (około 200 g)

Polewa:
150 g mlecznej czekolady
10 g masła

Aby przygotować ciasto ubijam pianę z białek ze szczyptą soli. Do piany dodaję cukier i po jednym żółtku cały czas mieszając. Do masy dodaję mąkę, proszek oraz kakao i delikatnie mieszam. Ciasto wylewam do natłuszczonej formy o wymiarach 25 x 36 cm. Piekę w nagrzanym piekarniku 25 minut w 170 stopniach.

Mleko gotuję z cukrem i cukrem waniliowym, aż się rozpuszczą. Zostawiam do ostudzenia. Miękkie masło ucieram z mlekiem, a następnie dodaję stopniowo mleko w proszku. 

Ciasto przecinam na dwie części i przekładam kremem.

W kąpieli wodnej rozpuszczam czekoladę z masłem i polewam ciasto.  


środa, 10 listopada 2010

Falafel - wspomnienie wakacji


W tym roku urlop spędziłem w Izraelu. Przez tydzień mieszkałem w Jerozolimie - niesamowite miasto, w którym spotykają się trzy wielkie religie monoteistyczne. O największych miastach Izraela mówi się, że Tel Awiw się bawi, Hajfa pracuje, a Jerozolima się modli. Nie wiem jaka jest prawda w przypadku dwóch pierwszych, ale religię, wiarę i modlitwę w tym ostatnim widać prawie na każdym kroku. Ponieważ człowiek to nie tylko dusza, coś jeść musi, jako danie regionu wszystkie przewodniki podają Falafel. Po spróbowaniu, stwierdzam, że wolę to niż kebab. Przyjemny, warzywny smak, chrupiący i brązowy na zewnątrz, miękki i zielony w środku.  Jest to "szybkie jedzenie" wegetariańskie pochodzące z kuchni arabskiej. Podstawę stanowi ciecierzyca, podawany jest jako przekąska, albo w picie z warzywami i pastą sezamową Tahini.

Składniki (na około 20 falafeli):
250 ml suchej ciecierzycy
1 cebula (średniej wielkości)
3 ząbki czosnku
mały pęczek pietruszki
mały pęczek kolendry (zamiast można użyć więcej pietruszki)
łyżka mąki pszennej
łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 - 1 łyżeczki sproszkowanych nasion kolendry
1/2 łyżeczki kuminu
tabasco
sól
olej roślinny do smażenia

Ciecierzycę zalewam spora ilością wody i zostawiam na noc. Jak się namoczy, odlewam wodę i rozdrabniam w melakserze. Myślę, że dobra by do tego była maszynka do mięsa. Nasiona trzeba rozdrobnić, ale nie zrobić z niej pasty. 

Z pietruszki i kolendry odcinam liście i wrzucam do melaksera z cebulą i czosnkiem - wszystko rozdrabniam i mieszam z ciecierzycą. Do masy dodaję proszek do pieczenia, mąkę, sproszkowaną kolendrę (najlepiej jest użyć całych nasion, podprażyć je na patelni i sproszkować w moździerzu), kumin, tabasco i sól.


Z masy lepię lekko spłaszczone kulki wielkości piłeczek do pingponga i od razu wrzucam na rozgrzany olej. Na początek wrzucam jedną kulkę na próbę. Jak się rozpada - trzeba dodać jeszcze łyżkę mąki. Smażę około 5 falafeli na raz, aż staną się brązowe.


poniedziałek, 8 listopada 2010

Bajaderki - sposób na utylizację zakalca


 Miało być ciasto, miało być opisane na blogu, miało wyjść, ale... wyszedł zakalec. Zacząłem szukać po sieci, jaka mogła być przyczyna i znalazłem forum, które bardzo poprawiło mi humor. Jak przeczytałem o 'słodkim salcesonie', 'ciastku na winie' i 'przeglądzie tygodnia' - ciężko mi było się złościć. Przypomniało mi się ulubione ciastko z dzieciństwa, z osiedlowej cukierni. Bajaderki były w dwóch wersjach - pierwsza jako okrągły ziemniaczek. Drugie zawierały w sobie większe, rozpoznawalne fragmenty innych ciast, spojone kremem, z polewą czekoladową. W obu był alkohol - pewnie dlatego tak mi smakowały. Dziś poddałem recyklingowi moje 'dzieło', efekt bardzo mi się spodobał. Teraz zakalec nie będzie zmorą i wadą, lecz możliwością.

Składniki:
około 1 kg podsuszonego ciasta, okruchów, herbatników
300 g powideł śliwkowych (słoik)
2 łyżki kakao
szklanka wody
alkohol np. rum, wódka, nalewka
wiórki kokosowe, kruszone orzechy, płatki migdałowe

Ciasto, z którego robiłem bajaderki przypominało piernik. Pokruszyłem je do miski i zalałem kakao rozpuszczonym we wrzącej wodzie. Jak namokło dodałem powideł i wlałem alkohol. Użyłem nalewki ziołowej, co ładnie się komponowało z piernikowym aromatem ciasta. Wszystko wymieszałem łyżką, do uzyskania jednolitej gęstej, masy. Pozostawiłem na jakieś 30 minut i ponownie wymieszałem - powinno trochę zgęstnieć.

Żeby za bardzo się nie mazać i toczyć kulki w rękach, użyłem dwóch łyżek stołowych. Jedną nabierałem kęs masy i zsuwałem go z jednej łyżki na drugą, aż powstała kulka wielkości orzecha włoskiego. Kulki obtaczałem w kokosie i pokruszonych płatkach migdałowych. Z podanego przepisu wychodzi całkiem sporo bajaderek.



niedziela, 7 listopada 2010

Naleśniki z pesto


Uwielbiam pesto alla genovese - prosty sposób na obiad czy kolację - wystarczy ugotować makaron, wymieszać i gotowe. Składa się z kilku składników: oliwy, orzeszków pinii, parmezanu i bazylii, duuużo bazylii - zielone, aromatyczne, uzależniające.  Jak zobaczyłem zielone naleśniki z szynką autorstwa Naigelli - wcisnęło mnie w krzesło. W życiu bym nie wpadł na połączenie ciasta naleśnikowego z pesto genueńskim. Pozornie proste i oczywiste - dla mnie to prawie jak wynalezienie ognia czy koła. W trakcie smażenia cały dom wypełnia się zapachem orzeszków i ziół. Przebić to może tylko zapach pieczonego chleba. Teraz mogę jeść pesto na obiad, na kolację, i na śniadanie - dzięki Nigella!

Składniki na 5 naleśników
75 g pesto
1 jajko
75 g mąki
150 ml mleka
5 plasterków szynki
olej do smażenia

Mieszam pesto, jajko, mąkę i mleko mikserem lub blenderem. Smażę na średnio rozgrzanej patelni z obu stron. 

Naleśniki przekładam szynką, im bardziej różowa tym lepiej. Ja używam konserwowej. 

sobota, 6 listopada 2010

Kluski śląskie


Na licznych blogach kulinarnych i stronach internetowych poświęconych tej tematyce pojawią się różne przepisy na potrawy z końca świata. Można wtedy jedynie zgadywać i domyślać się, jak należy je doprawić. Można sobie i innym tłumaczyć, że ten dziwny posmak jest celowy i zamierzony - przecież i tak nikt nie wie jak powinny smakować. Przygotowanie dla moich przyjaciół dań z kuchni polskiej wymaga ode mnie większego skupienia i precyzji. Muszę się zmierzyć z dalece bardziej doświadczonymi ode mnie mamami i babciami. W chwili zwątpienia sam dzwonię do mamy z pytaniem jak się robi... 
Tym razem na blogu prosty przepis na kluski z regionu, w którym mieszkam, zrobione tak jak to robi moja mama. 
Do przygotowania klusek potrzebne są tylko dwa składniki: 

ziemniaki (4 części)
mąka ziemniaczana (1 część)

Ziemniaki gotuję w słonej wodzie. Zwykle dzień wcześniej gotuję ich trochę więcej do obiadu. Przeciskam je przez praskę i delikatnie ugniatam w kopczyk. Dzielę kopczyk na pół i na ćwierć. Wyjmuję jedną ćwiartkę i powstałe miejsce uzupełniam mąką ziemniaczaną. Ze wszystkich ziemniaków i mąki zagniatam ciasto i robię wałeczek, który dzielę na równe części. Z każdego kawałka toczę w rękach kuleczki trochę mniejsze od orzecha włoskiego. W każdej kulce robię dołek placem. Kluskom nic się nie dzieje, jak trochę poleżą, wystarczy przykryć ściereczką. Do ciasta nie daję jajka, wtedy są delikatniejsze i mniej gumowate. 

Kluski wrzucam na wrzątek - wody nie solę, jeśli ziemniaki były solone. Gotuję około 2 minut od wypłynięcia.




środa, 3 listopada 2010

Tiramisu



Zanim zabiorę się do przygotowania jakiegoś dania po raz pierwszy, staram się jak najwięcej o nim dowiedzieć. Z jakiej kuchni pochodzi, z jakiego regionu, jak powstała i zmieniała się. Czytam wiele przepisów, staram się znaleźć w nich to co w danej potrawie jest istotą rzeczy. Podobnie było w przypadku tego włoskiego deseru. Jest sporo przepisów na tiramisu - z żółtkami ucieranymi na parze, z truskawkami, w wersji makrobiotycznej, z alkoholem i bez. Nawet jest blog o tiramisu:) W przeprowadzonym dochodzeniu udało mi się ustalić że: 
1. jajka muszą być jak najświeższe, prosto spod kury; 
2. na każde jajko używa się 100 g serka; 
3. kawa musi być mocna i niesłodzona;
4. deser jest diabelnie kaloryczny (z przepisu poniżej powstaje bomba 4000 kcal!! - a to zaledwie 8 porcji)

Składniki: 

200 g podłużnych biszkoptów
500 g serka mascarpone
5 jajek (bardzo świeżych)
100 g cukru
250 ml mocnej kawy
kakao do posypania
szczypta soli

W pierwszej kolejności parzę kawę - najlepiej żeby była z prawdziwej, mielonej kawy, powinna być mocna. Espresso jest bardzo na miejscu. Kawę należy ostudzić. 

Żółtka ucieram z cukrem, aż powstanie gładka, gęsta i jasna masa. Do utartych żółtek stopniowo dodaję serek mascarpone i mieszam mikserem na najniższych obrotach. 

Białka ubijam ze szczyptą soli na sztywną pianę. Następnie do masy z żółtek i serka przekładam część białek i mieszam łyżką albo rózgą. Dodaję resztę piany (żeby krem był sztywniejszy można dodać  jej mniej) i delikatnie mieszam aż wszystko się połączy. Wkładam do lodówki na kilka minut. 

W tym czasie mocze biszkopty w kawie. Najwygodniej jest to robić w płaskim naczyniu. Biszkopty zanurzam tylko na chwilę, jakbym je płukał :D, czekam aż odciekną z kawy i układam w naczyniu. Jak przykryję dno, na biszkopty układam połowę kremu. Posypuję kakao i znowu układam biszkopty moczone w kawie - tym razem  w druga stronę, prostopadle do poprzedniej warstwy. Na biszkopty, wykładam resztę kremu i wszystko jeszcze raz posypuję kakao. 

Tiramisu wkładam do lodówki na 3 godziny - musi być mocno schłodzone.
Do kawy lubię dodać około 80 ml amaretto - wersja dla dorosłych. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...