Zanim zrobię coś smażonego na głębokim tłuszczu muszę pomyśleć dwa razy, albo i więcej, czy na pewno. Gotuję w bardzo małej kuchni bez okna - zapachy smażalni rozchodzą się po całym mieszkaniu. Do tego chyba im się u mnie podoba, bo nie chcą wyjść tak szybko jakbym sobie tego życzył. Trudno, dla sajgonek jestem gotowy na to poświęcenie. Chyba jestem w stanie zjeść każdą ilość, a w chińskich restauracjach zwykle podawane są jako przystawka, w ilości około 4 sztuk. Dla mnie to za mało i dziś zrobiłem ich 25, a jutro jadę na całodniową wycieczkę - więc mieszkanie zostanie dokładnie wywietrzone :D.
Składniki na około 25 sajgonek:
250 g mielonej wieprzowiny
1/2 główki kapusty pekińskiej
1 marchewaka
1 cebula
1 ząbek czosnku
15 g grzybów mun
60 g makaronu ryżowego
jajko
2 łyżki sosu sojowego
pieprz, sól
papier ryżowy
olej roślinny do smażenia
Sajgonki są trochę czasochłonne, ale ogólnie nie są trudne do wykonania. Kapustę blanszuje i szatkuję. Marchewkę ścieram na tarce o dużych oczkach. Makaron ryżowy zalewam wrzątkiem i odstawiam na około 3 minuty. Grzyby mun zalewam wrzątkiem, moczę około 10 minut, a następnie gotuję 15 minut i drobno siekam. Mięso, kapustę, marchewkę, pocięty makaron, grzyby, posiekaną cebulę i czosnek wrzucam do dużej miski. Dodaję jajko i sos sojowy. Polecam używać sosu sojowego, który nie jest bardzo słony. Dodaje pieprz i sól do smaku, doprawiam też ostrą papryką.
Do dużej miski, albo na talerz wlewam ciepłą wodę. Arkusze papieru ryżowego moczę w wodzie, aż zmiękną. Za krótko moczony papier jest sztywny i źle się zawija, za długo robi się miękki i rwie się. Po dwóch, trzech próbach nabiera się wyczucia. Namoczony arkusz przekładam na deskę, i umieszczam na nim około łyżki farszu. Farsz trzeba umieścić z jednej strony arkusz i dość ciasno zwinąć mniej więcej do połowy. Następnie składam 'luźne' boki arkusza do środka i zwijam dalej, do końca.
Na rozgrzany tłuszcz wrzucam sajgonki i smażę aż papier ryżowy stanie się złocistobrązowy i przezroczysty.
Sajgonki smażyłem w rondlu, oleju było tyle, że po wrzuceniu sajgonek, trochę wystawały. Garnek po smażeniu, z tym co przyczepiło się do dna i trochę za mocno przypiekło wyczyściłem sodą oczyszczoną. Po prostu zagotowałem w nim wodę z sodą i wszystko ładnie się odkleiło. Tym samym sposobem walczę z wyciekami w piekarniku.
bardzo lubię sajgonki, sobie serwuje je zawsze w wersji wegańskiej, bardziej lub mnie bogatej. a mój Połówek lubi wszelkie mięsne sajgonkowe wariacje;)
OdpowiedzUsuńudanej wycieczki
Ja też jestem gotowa na wiele poświęceń dla sajgonek! Na szczęście mam ogromną kuchnię:)
OdpowiedzUsuńTwoje wyglądają cudownie, wiele bym dała by się nimi teraz poczęstować:)
Pozdrawiam!
mi za pierwszym razem podczas smażenia się pootwierały. drugiego jeszcze nie było :)
OdpowiedzUsuńMnie dwie czy trzy pękły, ale w sumie nic złego się nie stało, były tylko trochę 'garbate'. W jakimś przepisie widziałem, żeby smarować brzegi jajkiem. Jak je zwinąłem to odkładałem łączeniem w dół. Zanim włożyłem sajgonki do oleju, to chwilę czekałem, w tym czasie papier wchłaniał wodę i wszystko ładnie się sklejało.
OdpowiedzUsuńPrzepis rewelacja!!! myslę ,że wyjdą kazdemu ! Dziekuje bardzo i serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń