Strony

wtorek, 30 listopada 2010

Lasagne


Lasagna jaką robię to coś co bardzo lubię, i nie tylko ja. Jest doceniona przez moich znajomych i rodzinę, więc chyba przepis jest całkiem niezły. Przygotowując ją, trzymam się swoich zasad - nie używam żadnych ulepszaczy, fiksów, pomysłów na, gotowych sosów - jak najmniej przetworzonych składników. Lasagna to połączenie makaronu i dwóch sosów - beszamelowego i bolońskiego. W przypadku sosów spotkałem się z wieloma wersjami przepisów i wykonań. Beszamel robiony z mleka, ze śmietany, lub jednego i drugiego.  Sos boloński z marchewką, selerem, pieczarkami, z indyka, nawet, o zgrozo, z zielonym groszkiem i kukurydzą. W moim przepisie skłaniam się do możliwie najprostszej wersji, bez egzotycznych udziwnień, tak jakby to było robione na włoskiej wsi, w regionie Emilia-Romania.
Przepis umieszczam na wyraźne życzenie koleżanki z pracy.

Sos boloński:
300 g mielonej wołowiny
600 g miąższu pomidorów (mogą być z puszki)
1 średniej wielkości cebula
2 ząbki czosnku
3/4 łyżeczki bazylii
3/4 łyżeczki oregano
oliwa z oliwek
sól

Sos beszamelowy:
80 g mąki
80 g masła
800 ml mleka
pieprz
gałka muszkatołowa
sól

Dodatkowo:
Płaty makaronu do lasagna
250 g żółtego sera (można dać 100 g parmezany - wersja ostrzejsza, 250 g mozzarelli - wersja łagodniejsza)
łyżka masła do formy

W pierwszej kolejności na rozgrzanej oliwie podsmażam mielone mięso. Jak zmieni kolor na brązowy dodaję drobno posiekaną cebulę i wyciskam czosnek. Smażę kilka minut i wrzucam pomidory, zwykle krojone z puszki, ale można wrzucić pomidory obrane ze skórki, bez pestek. Dodaje zioła - w przepisie podałem orientacyjne ilości, bo zwykle wsypuję 'na oko', odważnie - wtedy sos nabiera aromatu.  Można też dodać rozmaryn. Wszystko duszę, aż sos się zredukuje, doprawiam solą do smaku. Uwaga! Nie za dużo soli, bo będzie też w beszamelu i jest w żółtym serze. W trakcie pieczenia część wody wyparuje, a część zostanie wchłonięta przez makaron, przez co wrażenie słoności spotęguje się.

W tym czasie przygotowuję beszamel. W sporym garnku robię jasną zasmażkę z masła i mleka. Mąki nie należy rumienić. Jak masło się rozpuści a mąka dobrze rozprowadzi, wlewam zimne mleko i energicznie mieszam. Podgrzewam sos, aż zacznie się gotować, co jakiś czas mieszając, żeby się nie przypalił. Jak sos zacznie się gotować i zgęstnieje dodaję sól, pieprz i gałkę muszkatołową i gotuję przez chwilę, delikatnie mieszając. Nie powinien być zbyt gęsty.

Jak sosy są gotowe, trę ser. Do naczynia wielkości keksówki na dno wlewam łyżkę oliwy, następnie przykrywam dno beszamelem. Kładę płat makaronu. Na makaraon kładę 1/3 sosu bolońskiego, polewam beszamelem i posypuję serem. Ponownie kładę płaty makaronu, sos boloński, beszamel i ser. Powtarzam czynność jeszcze raz. Na ostatnią warstwę kładę płat makaronu, posypuję serem i polewam beszamelem.

Wszystko wkładam do nagrzanego piekarnika na około 40 minut w temperaturze 180 stopni. Po wyjęciu z piekarnika, trzeba poczekać około 20 minut, żeby trochę przestygło i stężało - łatwiej wtedy ukroić kawałek. 

Płatów makaronu, nie gotuję, ugotują się w trakcie zapiekania w beszamelu.


poniedziałek, 29 listopada 2010

Grzane piwo


Za oknem szaleje zima, i to na całego. Śnieg pada drugi dzień, jest biało, jasno, a wszystko do tego iskrzy - prawie bajkowo. Prawie, bo dziś na letnich oponach musiałem się udać do gumiarza. Całą drogę przejechałem jakoś po tym błocie, dopiero na podjeździe mój samochód nie dał rady i zaczął się ślizgać. Po kilku próbach wreszcie się udało, a cała operacja zakończyła się pełnym sukcesem. Po powrocie do domu, postanowiłem się 'czegoś' napić. Miałem ochotę na piwo, a skoro jest tak zimowo, grzane piwo. Inspiracją do sposobu wykonania był pewien wieczór w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie moja przyjaciółka zrobiła świetnego grzańca z pomarańczami. 

Składniki:
0,5 l piwa
1/2 laski cynamonu
4, 5 goździków
plasterek świeżego imbiru
1/8 pomarańczy
2 łyżki miodu

Piwo wlewam do garnka, wrzucam cynamon, goździki i imbir pokrojony w słupki. Podgrzewam i dodaję miód. Podgrzewam, aż się spieni, ale nie zagotuje. Wlewam do kufla z uchem, w kuflu zostawiam cynamon i wrzucam kawałek sparzonej pomarańczy, razem ze skórką.

piątek, 26 listopada 2010

Bliny


Bliny pochodzą z kuchni rosyjskiej, ale w wielu wydaniach 'kuchni polskiej' można znaleźć na nie przepis. Robi się je z ciasta drożdżowego zarobionego z maki pszennej i gryczanej. Właśnie dodatek mąki gryczanej sprawia, że tak bardzo je lubię. Daje lekko gorzkawy smak, dobrze mi znany z kaszy gryczanej.Bliny można podawać na słodko z konfiturami, jak i z kwaśna śmietaną, wędzonym łososiem, kawiorem czy po prostu z masłem. Mnie najbardziej smakują na śniadanie z dżemem, albo na kolację z kwaśną śmietaną i czerwoną ikrą łososia.

Składniki na ciasto:
200 g mąki pszennej
200 g mąki gryczanej
700 ml mleka
30 g masła
20 g drożdży
3 jajka
sól
tłuszcz do smażenia

Z mąki pszennej, drożdży i szklanki mleka robię zaczyn. Mleko dobrze jest podgrzać, wtedy zaczyn szybciej rośnie. Jak podwoi swoją objętość dodaję mąkę gryczaną i resztę podgrzanego mleka. - tak by miało konsystencję gęstej śmietany. Oddzielam żółtka od białek. Mieszając dodaję żółtka i roztopione masło. Do białek dodaję sól i ubijam na sztywną pianę. Dodaję do ciasta i delikatnie mieszam. Zostawiam na 30 minut, żeby ponownie urosło.

Na niedużej patelni - najlepsza jest taka koło 10 cm - rozpuszczam masło albo smalec (czasem używam oleju) i smażę bliny z obu stron.

Bliny najlepiej smakują jak są ciepłe.




środa, 24 listopada 2010

Kurczak w sosie słodko-kwaśnym


W jednej z dalekowschodnich filozofii istotą jest równowaga pomiędzy przeciwstawnymi siłami, które się uzupełniają. Podejście takie znalazło również odzwierciedlenie w kuchni. Aby jedzenie było postrzegane jako smaczne, powinno zawierać wszystkie pięć smaków w odpowiednich proporcjach. Kurczak w sosie słodko-kwaśnym, mimo nazwy, spełnia ten warunek. Mamy smak słodki w cukrze i ananasie, słony w sosie sojowym i soli, kwaśny  w occie, gorzki w sproszkowanej papryce i pędach bambusa, pikantny w imbirze, pieprzu i ostrej papryce. Wszystko świetnie się komponuje i całkiem szybko przygotowuje.

Składniki:
2 piersi kurczaka
1 papryka
1 cebula
100 g pędów bambusa - zapałki
4 plastry ananasa z puszki
świeży imbir
pieprz
sól
olej roślinny
sproszkowana słodka papryka

Sos słodko kwaśny:
1/2 szklanki cukru brązowego
1/2 szklanki octu ryżowego
1/4 szklanki wody
2 łyżki mąki kukurydzianej
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżeczki koncentratu pomidorowego

Kurczaka kroję w 2 cm kostkę i wrzucam do miski. Dwa, trzy plasterki korzenia imbiru obieram ze skórki i kroję w bardzo drobną kostkę (2 mm) albo ścieram kawałek korzenia na drobnej tarce. Wrzucam do miski z kurczakiem, posypuję solą, pieprzem i skrapiam dwiema łyżkami oleju. Mieszam i odstawiam na około 20 minut.

W tym czasie przygotowuję warzywa. Kroję cebulę w piórka, paprykę w romby, odsączam pędy bambusa, kroję plastry ananasa - każdy na 8 części. Następnie przygotowuję sos - mieszam wszystkie składniki z wyjątkiem koncentratu pomidorowego.

Na rozgrzaną patelnię, z łyżką oleju, wrzucam kurczaka z imbirem i szybko podsmażam z każdej strony. Jak już jest gotowy zdejmuję z patelni na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem, żeby odsączyć go z oleju. Zlewam tłuszcz z patelni i przecieram ją złożonym papierowym ręcznikiem - trzeba to zrobić szybko, żeby się nie poparzyć.

Ponownie wlewam łyżkę oleju na patelnię i smażę cebulę. Jak się zrobi szklista, wrzucam pędy bambusa i zaraz po nim paprykę. Podsmażam wszystko, aż bambus jest miękkie. Do przygotowanego sosu dodaję koncentrat, mieszam i wlewam na patelnię. Jak sos zaczyna gotować się w całej objętości i gęstnieje dodaję kurczaka i ananasa. Wszystko posypuję sproszkowaną papryką. Jeśli trzeba - doprawiam solą. Trzeba wszystko poddusić kilka minut i gotowe.


poniedziałek, 22 listopada 2010

Zupa "Nic"


Wczoraj obejrzałem "Harrego Pottera i Insygnia Śmierci". Film robi wrażenie, jest mroczny i jest w nim sporo magii. Kuchnia pełna różnych przypraw, ziół, owoców, warzyw, substancji i mikstur, z otwartą opasłą książką kucharską różni się od chatki regularnej czarownicy tylko w szczegółach. W chatce wszystko jest pokryte kurzem i pajęczynami, a składniki mają efektowne nazwy i nieznacznie odbiegają od tych używanych w różnych kuchniach świata. W kuchni polskiej, od dziecka robiła na mnie wrażenie nazwa -zupa nic. Jak to nic, jak przecież jest zupa, i to całkiem smaczna. Po obejrzeniu filmu postanowiłem uwarzyć coś co ma równie ciekawą nazwę jak eliksir wilosokowy. Oto zupa 'Nic'.

Składniki:
800 ml mleka
3 jajka
120 g cukru pudru
1/2 laski wanilii
1/4 łyżeczki cynamonu

Mleko gotuję z laską wanilii. Oddzielam żółtka od białek. Ubijam pianę z białek z 80 g cukru i cynamonem. Z mleka wyciągam wanilię i łyżką kładę pianki na gotujące się mleko. Po chwili obracam każdą i wyjmuję na talerz. Żółtka ucieram z cukrem i powoli, cały czas mieszając wlewam do wrzącego mleka. Mieszam az zupa zgęstnie i przelewam na talerze z piankami.




niedziela, 14 listopada 2010

Mleczna droga



W mojej codziennej pracy spotykam wiele różnych osób, z różnych stron Polski, różnych zawodów. Ostatnio były to przede wszystkim księgowe oraz kadrowe. W trakcie jednego z takich spotkań, pomiędzy sprawdzaniem wymiarów urlopów i podstaw zasiłku chorobowego dostałem przepis na ciekawe ciasto. To co mnie zainteresowało, to krem -  bo z mlekiem w proszku. Tydzień później zostałem do przepisu przekonany próbką ciasta - było bardzo mleczne. Przepis otrzymany od pani Beaty z łódzkiego urzędu przekazuję dalej, bo warto. 

Składniki na ciasto:
6 jajek
170 g mąki
160 g cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 - 3 łyżki kakao
sól

Krem:
125 ml mleka
110 g cukru
1 łyżeczka cukru waniliowego
250 g masła
500 ml mleka w proszku (około 200 g)

Polewa:
150 g mlecznej czekolady
10 g masła

Aby przygotować ciasto ubijam pianę z białek ze szczyptą soli. Do piany dodaję cukier i po jednym żółtku cały czas mieszając. Do masy dodaję mąkę, proszek oraz kakao i delikatnie mieszam. Ciasto wylewam do natłuszczonej formy o wymiarach 25 x 36 cm. Piekę w nagrzanym piekarniku 25 minut w 170 stopniach.

Mleko gotuję z cukrem i cukrem waniliowym, aż się rozpuszczą. Zostawiam do ostudzenia. Miękkie masło ucieram z mlekiem, a następnie dodaję stopniowo mleko w proszku. 

Ciasto przecinam na dwie części i przekładam kremem.

W kąpieli wodnej rozpuszczam czekoladę z masłem i polewam ciasto.  


środa, 10 listopada 2010

Falafel - wspomnienie wakacji


W tym roku urlop spędziłem w Izraelu. Przez tydzień mieszkałem w Jerozolimie - niesamowite miasto, w którym spotykają się trzy wielkie religie monoteistyczne. O największych miastach Izraela mówi się, że Tel Awiw się bawi, Hajfa pracuje, a Jerozolima się modli. Nie wiem jaka jest prawda w przypadku dwóch pierwszych, ale religię, wiarę i modlitwę w tym ostatnim widać prawie na każdym kroku. Ponieważ człowiek to nie tylko dusza, coś jeść musi, jako danie regionu wszystkie przewodniki podają Falafel. Po spróbowaniu, stwierdzam, że wolę to niż kebab. Przyjemny, warzywny smak, chrupiący i brązowy na zewnątrz, miękki i zielony w środku.  Jest to "szybkie jedzenie" wegetariańskie pochodzące z kuchni arabskiej. Podstawę stanowi ciecierzyca, podawany jest jako przekąska, albo w picie z warzywami i pastą sezamową Tahini.

Składniki (na około 20 falafeli):
250 ml suchej ciecierzycy
1 cebula (średniej wielkości)
3 ząbki czosnku
mały pęczek pietruszki
mały pęczek kolendry (zamiast można użyć więcej pietruszki)
łyżka mąki pszennej
łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 - 1 łyżeczki sproszkowanych nasion kolendry
1/2 łyżeczki kuminu
tabasco
sól
olej roślinny do smażenia

Ciecierzycę zalewam spora ilością wody i zostawiam na noc. Jak się namoczy, odlewam wodę i rozdrabniam w melakserze. Myślę, że dobra by do tego była maszynka do mięsa. Nasiona trzeba rozdrobnić, ale nie zrobić z niej pasty. 

Z pietruszki i kolendry odcinam liście i wrzucam do melaksera z cebulą i czosnkiem - wszystko rozdrabniam i mieszam z ciecierzycą. Do masy dodaję proszek do pieczenia, mąkę, sproszkowaną kolendrę (najlepiej jest użyć całych nasion, podprażyć je na patelni i sproszkować w moździerzu), kumin, tabasco i sól.


Z masy lepię lekko spłaszczone kulki wielkości piłeczek do pingponga i od razu wrzucam na rozgrzany olej. Na początek wrzucam jedną kulkę na próbę. Jak się rozpada - trzeba dodać jeszcze łyżkę mąki. Smażę około 5 falafeli na raz, aż staną się brązowe.


poniedziałek, 8 listopada 2010

Bajaderki - sposób na utylizację zakalca


 Miało być ciasto, miało być opisane na blogu, miało wyjść, ale... wyszedł zakalec. Zacząłem szukać po sieci, jaka mogła być przyczyna i znalazłem forum, które bardzo poprawiło mi humor. Jak przeczytałem o 'słodkim salcesonie', 'ciastku na winie' i 'przeglądzie tygodnia' - ciężko mi było się złościć. Przypomniało mi się ulubione ciastko z dzieciństwa, z osiedlowej cukierni. Bajaderki były w dwóch wersjach - pierwsza jako okrągły ziemniaczek. Drugie zawierały w sobie większe, rozpoznawalne fragmenty innych ciast, spojone kremem, z polewą czekoladową. W obu był alkohol - pewnie dlatego tak mi smakowały. Dziś poddałem recyklingowi moje 'dzieło', efekt bardzo mi się spodobał. Teraz zakalec nie będzie zmorą i wadą, lecz możliwością.

Składniki:
około 1 kg podsuszonego ciasta, okruchów, herbatników
300 g powideł śliwkowych (słoik)
2 łyżki kakao
szklanka wody
alkohol np. rum, wódka, nalewka
wiórki kokosowe, kruszone orzechy, płatki migdałowe

Ciasto, z którego robiłem bajaderki przypominało piernik. Pokruszyłem je do miski i zalałem kakao rozpuszczonym we wrzącej wodzie. Jak namokło dodałem powideł i wlałem alkohol. Użyłem nalewki ziołowej, co ładnie się komponowało z piernikowym aromatem ciasta. Wszystko wymieszałem łyżką, do uzyskania jednolitej gęstej, masy. Pozostawiłem na jakieś 30 minut i ponownie wymieszałem - powinno trochę zgęstnieć.

Żeby za bardzo się nie mazać i toczyć kulki w rękach, użyłem dwóch łyżek stołowych. Jedną nabierałem kęs masy i zsuwałem go z jednej łyżki na drugą, aż powstała kulka wielkości orzecha włoskiego. Kulki obtaczałem w kokosie i pokruszonych płatkach migdałowych. Z podanego przepisu wychodzi całkiem sporo bajaderek.



niedziela, 7 listopada 2010

Naleśniki z pesto


Uwielbiam pesto alla genovese - prosty sposób na obiad czy kolację - wystarczy ugotować makaron, wymieszać i gotowe. Składa się z kilku składników: oliwy, orzeszków pinii, parmezanu i bazylii, duuużo bazylii - zielone, aromatyczne, uzależniające.  Jak zobaczyłem zielone naleśniki z szynką autorstwa Naigelli - wcisnęło mnie w krzesło. W życiu bym nie wpadł na połączenie ciasta naleśnikowego z pesto genueńskim. Pozornie proste i oczywiste - dla mnie to prawie jak wynalezienie ognia czy koła. W trakcie smażenia cały dom wypełnia się zapachem orzeszków i ziół. Przebić to może tylko zapach pieczonego chleba. Teraz mogę jeść pesto na obiad, na kolację, i na śniadanie - dzięki Nigella!

Składniki na 5 naleśników
75 g pesto
1 jajko
75 g mąki
150 ml mleka
5 plasterków szynki
olej do smażenia

Mieszam pesto, jajko, mąkę i mleko mikserem lub blenderem. Smażę na średnio rozgrzanej patelni z obu stron. 

Naleśniki przekładam szynką, im bardziej różowa tym lepiej. Ja używam konserwowej. 

sobota, 6 listopada 2010

Kluski śląskie


Na licznych blogach kulinarnych i stronach internetowych poświęconych tej tematyce pojawią się różne przepisy na potrawy z końca świata. Można wtedy jedynie zgadywać i domyślać się, jak należy je doprawić. Można sobie i innym tłumaczyć, że ten dziwny posmak jest celowy i zamierzony - przecież i tak nikt nie wie jak powinny smakować. Przygotowanie dla moich przyjaciół dań z kuchni polskiej wymaga ode mnie większego skupienia i precyzji. Muszę się zmierzyć z dalece bardziej doświadczonymi ode mnie mamami i babciami. W chwili zwątpienia sam dzwonię do mamy z pytaniem jak się robi... 
Tym razem na blogu prosty przepis na kluski z regionu, w którym mieszkam, zrobione tak jak to robi moja mama. 
Do przygotowania klusek potrzebne są tylko dwa składniki: 

ziemniaki (4 części)
mąka ziemniaczana (1 część)

Ziemniaki gotuję w słonej wodzie. Zwykle dzień wcześniej gotuję ich trochę więcej do obiadu. Przeciskam je przez praskę i delikatnie ugniatam w kopczyk. Dzielę kopczyk na pół i na ćwierć. Wyjmuję jedną ćwiartkę i powstałe miejsce uzupełniam mąką ziemniaczaną. Ze wszystkich ziemniaków i mąki zagniatam ciasto i robię wałeczek, który dzielę na równe części. Z każdego kawałka toczę w rękach kuleczki trochę mniejsze od orzecha włoskiego. W każdej kulce robię dołek placem. Kluskom nic się nie dzieje, jak trochę poleżą, wystarczy przykryć ściereczką. Do ciasta nie daję jajka, wtedy są delikatniejsze i mniej gumowate. 

Kluski wrzucam na wrzątek - wody nie solę, jeśli ziemniaki były solone. Gotuję około 2 minut od wypłynięcia.




środa, 3 listopada 2010

Tiramisu



Zanim zabiorę się do przygotowania jakiegoś dania po raz pierwszy, staram się jak najwięcej o nim dowiedzieć. Z jakiej kuchni pochodzi, z jakiego regionu, jak powstała i zmieniała się. Czytam wiele przepisów, staram się znaleźć w nich to co w danej potrawie jest istotą rzeczy. Podobnie było w przypadku tego włoskiego deseru. Jest sporo przepisów na tiramisu - z żółtkami ucieranymi na parze, z truskawkami, w wersji makrobiotycznej, z alkoholem i bez. Nawet jest blog o tiramisu:) W przeprowadzonym dochodzeniu udało mi się ustalić że: 
1. jajka muszą być jak najświeższe, prosto spod kury; 
2. na każde jajko używa się 100 g serka; 
3. kawa musi być mocna i niesłodzona;
4. deser jest diabelnie kaloryczny (z przepisu poniżej powstaje bomba 4000 kcal!! - a to zaledwie 8 porcji)

Składniki: 

200 g podłużnych biszkoptów
500 g serka mascarpone
5 jajek (bardzo świeżych)
100 g cukru
250 ml mocnej kawy
kakao do posypania
szczypta soli

W pierwszej kolejności parzę kawę - najlepiej żeby była z prawdziwej, mielonej kawy, powinna być mocna. Espresso jest bardzo na miejscu. Kawę należy ostudzić. 

Żółtka ucieram z cukrem, aż powstanie gładka, gęsta i jasna masa. Do utartych żółtek stopniowo dodaję serek mascarpone i mieszam mikserem na najniższych obrotach. 

Białka ubijam ze szczyptą soli na sztywną pianę. Następnie do masy z żółtek i serka przekładam część białek i mieszam łyżką albo rózgą. Dodaję resztę piany (żeby krem był sztywniejszy można dodać  jej mniej) i delikatnie mieszam aż wszystko się połączy. Wkładam do lodówki na kilka minut. 

W tym czasie mocze biszkopty w kawie. Najwygodniej jest to robić w płaskim naczyniu. Biszkopty zanurzam tylko na chwilę, jakbym je płukał :D, czekam aż odciekną z kawy i układam w naczyniu. Jak przykryję dno, na biszkopty układam połowę kremu. Posypuję kakao i znowu układam biszkopty moczone w kawie - tym razem  w druga stronę, prostopadle do poprzedniej warstwy. Na biszkopty, wykładam resztę kremu i wszystko jeszcze raz posypuję kakao. 

Tiramisu wkładam do lodówki na 3 godziny - musi być mocno schłodzone.
Do kawy lubię dodać około 80 ml amaretto - wersja dla dorosłych. 


poniedziałek, 1 listopada 2010

Herbata z imbirem

Za oknem jesień, co prawda ciepła i słoneczna, ale warto się zabezpieczyć na chłodniejsze dni. Polecam herbatę ze świeżym imbirem i miodem oraz sokiem z cytryny. Świeży imbir szybko wysycha, dlatego przechowuję go w woreczku śniadaniowym na drzwiach lodówki. Jak robię herbatę kroję plasterek, obieram ze skórki i kroję w słupki prosto do herbaty. Potem dodaję miód - idealna ilość dla mnie jest wtedy, gdy imbir zaczyna wypływać. Jeszcze trochę soku z cytryny i gotowe. Dobrze smakuje i świetnie rozgrzewa. Szczególnie polecam przy początkach przeziębienia.  

Placuszki z mlekiem kokosowym



Przepis na placki z mleka kokosowego powstał z połączenia dwóch innych - naleśników instant Nigelly i placków kokosowych znalezionych gdzieś w internecie. Placki kokosowe były zbyt płaskie, w przepisie był cukier, więc mimo, że były blade na środku, brzegi przypalały się. Naleśniki Nigelly są lekkie i puszyste, zamieniłem po prostu mleko, mlekiem kokosowym. Efekt jest ciekawy, trochę egzotyczny, smak kokosu jest delikatny, ale wyczuwalny. Do placuszków dobrze jest dodać intensywny akcent smakowy i kolorystyczny. Świetnie się komponują z mango czy tylko polane syropem klonowym lub melasą. Ja użyłem pomarańczy i granatów.Tak powstało kolorowe śniadanie z egzotycznym akcentem.

Placki (około 15 placków):
150 g mąki
250 ml mleka kokosowego
1 jajko
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1/2 łyżeczki cukru waniliowego
masło

Pomarańczowy sos:
2 pomarańcze
2 łyżki cukru (można dać mniej lub więcej - wg uznania)
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej

granat do dekoracji (opcjonalnie)
Wszystkie składniki na placki mieszam mikserem. Na patelni rozpuszczam masło. Smażę każdy z około 2 łyżek ciasta. Jak tylko pokażą się bąbelki na powierzchni, a spód się przyrumieni, przewracam je. 

Miedzy wylewaniem a przewracaniem placków przygotowuję pomarańcze. Obieram je ze skóry, dzielę na cząstki i kroję w grubą kostkę. Następnie wrzucam je do garnka i podsmażam z cukrem. Jak puszczą sok dodaję mąkę ziemniaczaną rozpuszczoną w 2 łyżkach wody (albo 2 łyżkach soku pomarańczowego) i wlewam do garnka. Gotuję aż zgęstnieje.

Placki polewam sosem pomarańczowym i dodaję kilka nasion granatu. Najłatwiej jest się do nich dostać po przekrojeniu na pół i uderzając łyżką w łupinę - same wypadną :). Uwaga na sok - nie da się go wywabić.