Jakiś czas temu koleżanka z pracy spytała mnie jako 'eksperta' :P co to jest flambirowanie. Niestety nie byłem w stanie jej powiedzieć, stwierdziłem tylko, że to pewnie jakieś opalanie, podpalanie - myślałem o użycia palnika... Google przyszło nam z pomocą, że to po prostu podpalenie mocnego alkoholu na potrawie. Niedawno przeglądając książkę kucharską natknąłem się na naleśniki Suzette - czyż sama nazwa nie zachęca do spróbowania? Do tego pojawiła się szansa na doskonalenie się w sprawności kucharz-piroman. Przekopując się przez przepisy, bardzo mi się przydał translator - z kilku francuskich przepisów zrobiłem jeden mój, po polsku. Przy okazji znalazłem doskonały przepis na naleśniki. Sekretem okazało się masło dodane do ciasta - przy smażeniu nie trzeba natłuszczać patelni i pozostaje świetny, maślany smak.
Naleśniki (około 12):
250 ml mleka
125 g mąki
60 g masła
1 jajko
1 żółtko
1 łyżeczka cukru
szczypta soli
Masło Suzette:
40 g cukru
20 g masła
skórka i sok z jednej pomarańczy
50 ml likieru pomarańczowego
około 100 ml wody
Wszystkie składniki na naleśniki wymieszałem i wstawiłem na godzinę do lodówki, można też zostawić na noc. Masło wrzucam w kostce, nie rozpuszczam, blender da sobie z tym radę. Przed smażeniem pierwszego naleśnika rozpuściłem pół łyżki masła na patelni, przy smażeniu kolejnych nie używałem tłuszczu.Po usmażeniu naleśników przetarłem patelnię ręcznikiem kuchennym i zacząłem robić 'masło Suzette'.
Na patelnię wsypałem cukier i wlałem wodę. Poczekałem aż cukier się rozpuści i całość zacznie wrzeć. Tworzy się coś co przypomina karmel. Dodałem masło, jak się całkowicie rozpuściło wlałem sok z pomarańczy i wrzuciłem otartą skórkę. Trzeba przy tym uważać, ponieważ karmel na patelni ma dość wysoką temperaturę i sok może pryskać. Odparowałem sok około pół minuty, a następnie włożyłem cztery naleśniki złożone w trójkąty. Jak 'namokły' z jednej strony to przewraciłem na drugą.
Żeby naleśniki wyglądały efektownie najlepiej podpalić je na talerzu. W tym celu zdjąłem naleśniki z patelni, do karmelowego masła dolałem likier pomarańczowy (w oryginalnym przepisie jest Grand Marnier, ja użyłem połowę tańszego, choć nie tak wykwintnego, Cointreau) i pokręciłem dwa razy patelnią. Przelałem wszystko na talerz i podpaliłem. Paliło się kilka sekund, nie zdążyłem sięgnąć po aparat. Tym razem zdjęcia bez płomieni, następnym razem lepiej się przygotuję.
Naleśniki same w sobie są jak fajerwerki, eksplozja smaku; karmel, intensywny pomarańczowy smak, lekki posmak alkoholu. Smaczne, ładne i efektowne - czy można lepiej zacząć dzień..
hmmm... likier pomarańczowy w naleśnikach to musi być pycha :)
OdpowiedzUsuńCrepes suzette? Toz to klasyk normalnie! Twoje wygladaja bardzo profesjonalnie i kuszaco.
OdpowiedzUsuńkiedyś w Portugalii zakochałam się w ich smaku, ale w Polsce jeszcze ich nie robiłam :)
OdpowiedzUsuńdo tych naleśników zabieram się sama nie wiem od jak długiego czasu. a jeśli chodzi o podpalanie- to niestety jestem w tym noga- kiedyś robiłam sos z mocnym rumem i prawie bym kuchnie spaliła (skończyło się na spalonej ścierce) ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zastanawiałem się nad podpaleniem naleśników na patelni, ale szkoda mi było kuchni, nie dość, że bardzo mała, to jakby mała spłonąć... Wolałem to robić w większej, pokojowej przestrzeni. Nie wiedziałam czego się spodziewać - płomień nie był bardzo duży, i nie był mocno widoczny - świeczka ani lampa naftowa to nie była ;).
OdpowiedzUsuńMam ten przepis w swoich zbiorach i od pewnego czasu noszę się z zamiarem zrobienia tych naleśników. A ostatnio faktycznie często się o nich słyszy:)
OdpowiedzUsuńAch, Suzette, mam słabość do tych naleśników:) Ślicznie wyglądają!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dotychczas wydawało nam się, że takie potrawy "podpalane" to są bardzo drogie i wymagają nie lada mistrzostwa kulinarnego. No i zdjęcia takich potraw też zawsze wyglądały jak ze studia filmowego, więc nie wierzyliśmy, że to się może udać. Twój opis dodaje nam odwagi w tej kwestii bo widać, że to wychodzi:)A na dodatek w styczniowym numerze KUCHNI jest artykuł o tych naleśnikach więc jeśli interesuje Cię historia ich powstania to możesz poczytać.
OdpowiedzUsuńPolecam zrobić, lubię ten dreszczyk jak robię coś pierwszy raz - wyjdzie, nie wyjdzie... A tu jeszcze te płomienie - fajna sprawa, zwłaszcza jak się chce na kimś zrobić wrażenie.
OdpowiedzUsuńapetyczne te nalesniki :) moze sie skusze, uwielbiam z nimi eksperymentowac, mam mnostwo przepisow. twoj bardzo mi sie spodobal.. kto wie, moze wykorzystam :)
OdpowiedzUsuńJa takiej kolekcji naleśnikowych przepisów nie mam, ale zaczynam gromadzić. W końcu to moje kulinarne etiudy - ćwiczenia i wprawki w sztuce gotowania:D.
OdpowiedzUsuń